wtorek, 10 maja 2016

[By Sayona] #104 - Zabite marzenia

- Jak to nie wiesz kto to był? - spytał zdezorientowany.
- No nie wiem! - krzyknęła Moonstar - wiem tylko, że nie chce nas zabić - mruknęła.
- Musimy znaleźć Moon - przypomniał Luke.
- Wiem. Ale nasza dwójka?
- Raczej trójka - wtrącił się Venom stojąc na za nimi.
- Co ty tu robisz?! Miałeś iść odprowadzić Nyx! - krzyknęła Star z Lukiem jednocześnie.
- Już to zrobiłem - powiedział Venom.
- Na pewno? - dopytał się zielony basior.
- Tak - popatrzył na Moonstar - wszystko gra?
- T... tak... - powiedziała przez łzy odwracając wzrok.
- Nie widać - powiedział Venom i usiadł koło niej - o co chodzi?
- To... ja poszukam jaskini - Luke pobiegł w jakąś stronę.
- Więc? - dopytywał się Venom. Star wzięła głęboki oddech.
- Uznasz, że przesadzam... - popatrzyła w niebo - bo widzisz... Moon ma Luke'a i szczeniaka, Zan ma Pivota... A... a każdy kto był ze mną umierał albo był zły - opuściła głowę - nie wiem kim jestem... kim byłam. Szukam Moon, a sama nie umiem nawet odnaleźć siebie.
- Czasami komuś łatwiej pomóc niż sobie - powiedział. Wtedy rozległy się strzały.
- Luke! - pobiegli w stronę strzału. Tam leżał martwy kłusownik, a obok postrzelony Luke.
- Na kryształy Crystalic! - wyjęłam z Luke'a pocisk i zabandażowałam go. Venom wziął go do jaskini, a ja usiadłam na warcie.
- Kirugami... Arone... Mack... - zamknęła oczy - czemu akurat tych, których kocham musi czekać śmierć...? Moon... to wszystko prze ze mnie.
- Masz szansę to odpłacić - powiedział Alfa watahy krwawej łapy podchodząc do mnie i do jaskini w której leżał Luke - musimy tylko zabić twoją sisotrzenice - za nim stał Pivot razem z Zan.
- Nie! - najeżyła się. Zapadła cisza.
- Rzucasz mi wyzwanie moja droga? - prychnął - zgoda - rzucił się na Starly z kłami na wierzchu. Moonstar zrobiła unik i ugryzła Alfę w kark, a ten ją odepchnął.
- Jesteś twarda... byłabyś dobrą samicą Alfa...
- Wolę zginąć niż być z takim gnojkiem jak ty! - podrapała go w pysk i zaryczała jak pantera, a jej futro zaczęło płonąć na czarno. Ogień ją zakrył. Po chwili wyskoczyła jako czarna pantera z fioletową gwiazdą na oku i ugryzła Alfe śmiertelnie. Wadera zmieniła się ponownie w wilka i popatrzyła na stado gotowe to bitwy.
- Teraz macie nowego Alfe! - krzyknęła odpychając basiora, a obok mnie stanął Venom - Teraz ja jestem waszym Alfa! A pierwszym mym rozkazem jest to, że odwołuje wygnanie Moon! Drugim natomiast jest to, że nie idziemy na wojnę i nie atakujemy watahe w której mieszka partner Moon - wszystkie wilki pokłoniły się przed nią, a Pivot razem z Zan podeszły do niej i przytuliły - wy jesteście parą Beta, a Moon jak wróci zostanie Alfą jak być powinno - wilki odeszły razem z Piovtem oraz Zan - Para Beta przejmuje dowodzenie do mojego powrotu! - Star zaczęła się chwiać na boki.
- Star! - wadera upadła na ziemię. Venom wziął ją na plecy i położył w jaskini, a sam stanął na warcie.

To be continued...




poniedziałek, 9 maja 2016

#103 - Podróż

NIESPODZIEWANY ZWROT AKCJI!

P.S. Nawet nie wiecie jak bardzo ciekawa jestem,
kiedy zorientujecie się, że dodałam rozdział xDD
Kocham cie!!!! ~ Say tu byla we wsowronkach



Moon leżała przewieszona przez grzbiet basiora, przez którego wcześniej została zaatakowana. Powoli odzyskiwała przytomność, basior najwyraźniej tego nie zauważył. Starała się maskować swój oddech, biorąc ciche i spokojne wdechy, tak aby nie zorientował się, że odzyskała świadomość. Rozejrzała się odrobinę. Poczuła zapach krwi. Swojej krwi. Była w tym momencie za słaba aby się podnieść, to jednak nie było problemem. Ale skrzydła. To stanowiło największy kłopot. Mogłaby po prostu odlecieć, i zostawić napastnika daleko na ziemi, ale jedno skrzydło zostało przez niego złamane, zaś drugie było mocno zakrwawione, i miało posklejane krwią pióra. Trzeba poczekać na dobry moment. Kiedy zatrzyma się, lub zwolni. Wtedy zsunie się z jego grzbietu, i ucieknie. Właściwie, mogłaby stać się niewidzialna. Ale zapach ją zdradzi. Zapach krwi, tej podłej krwi którą tak łatwo wyczuć. Nawet marny człowiek poczuł by woń krwi. A oni przecież są tak mało rozwiniętą rasą, nie potrafią nawet wyczuć nadchodzącego trzęsienia ziemi. A skoro o tym mowa, przydałby się teraz ktoś z watahy. Ktokolwiek. Choćby szczeniak, który na chwile odwróciłby uwagę przeciwnika. Może wtedy... Nie, nie. Moon ugryzła się w język za to, że o tym pomyślała. 
"Znowu, te sadystyczne myśli. Nie jestem taka, ja nie zabijam. Nie poświęciłabym szczeniaka, żeby ratować samą siebie"
No właśnie. Nyx. Co teraz się z nią dzieje? W końcu kazała jej szukać ojca. Wataha Krwawej Łapy na pewno szykuje teraz atak. Od kiedy dowiedzieli się o tym z jaką watahą Moon ich zdradziła, z pewnością nie mogliby odejść z pustymi łapami. To właśnie jest cel Areza. Udowodnić swą wielkość i umiejętności przywódcze, za wszelką cenę. Ta próżność, i jego chciwość. Zaślepiają go już od czasów, gdy wszyscy byli szczeniakami. Moon nigdy by tego wcześniej nie zrobiła, ale teraz miała nieziemską ochotę przywalić mu z całej siły w pysk. Choćby kamieniem. Albo nie, kijem baseballowym. Czymkolwiek po czym zostałby mu ślad. Nagle poczuła jednak, że coś wyrzuciło ją w przód. Basior się gwałtownie zatrzymał. To przez nią, przestała skupiać uwagę na oddechu. A niepotrzebne denerwowanie się jeszcze bardziej ją zdradziło. Spadła z jego grzbietu i uderzyła plecami o ziemię. Pisnęła z bólu, w końcu tam miała zranione skrzydła. Basior wyszczerzył kły szyderczo i warknął z satysfakcją.
-Ups, chyba jesteśmy na miejscu..

To be continued...

wtorek, 26 kwietnia 2016

Zawieszenie

Tak moi drodzy... niestety nasza wataha powoli milknie. Niestety pisarka numer 1 (ja jestem nr 2) straciła chęć do pisania tutaj... niestety.
Ale jest jeszcze (chyba) nadzieja. Postanowiłam w tym oto informacyjnym poście poprosić was, by wszyscy którzy czytają tego bloga napisali komentarz o treści: Czytam i chce więcej.
Pewnie to nie zmotywuje aż tak naszej kochanej pisarki nr 1, ale pokażemy jej, że wszyscy oczekują zakończenia. Ja mam chęci, ale nie mogę nic napisać dopóki nie napisze ona...
Może w wakacje zaczniemy znowu pisać. Może jej twórczość wróci tutaj na tego bloga.
Nie martwcie się i zaglądajcie tu co jakiś czas. Kto wie może wznowimy tego bloga

Serdecznie pozdrawiam ^^

Sayona

sobota, 2 stycznia 2016

[By: Sayona] #102 - zakapturzona postać

Moonstar nie odpoczywała nawet na chwilę. Zależało jej by znaleźć jej najdroższą siostrę i zaprowadzić ją do domu... ale nie do krwawej łapy... tylko do watahy mroku... tam gdzie urodziła Nyx i jest jej partner Luke... Nagle usłyszała szelest krzaku. Odwróciła się i na nią skoczył czarno - zielony wilk.
- Mów gdzie jest Moon! - warknął plując jej do pyska.
- Nie wiem gdzie jest! - krzyknęła wystraszona z łzami.
- Nie kłam! Porwałaś ją! Przysięgam jeśli...
- Uciekła do was! Bo ją wygnali z mojej watahy i też jej szukam! - przerwała Star, Luke'owi i zaczęła dyszeć.
- Venom możesz wyjść... - warknął po czym wyszedł zza krzaków czarno - fioletowy wilk. Luke wypuścił Moonstar i zza niego wystawiła mordkę Nyx.
- Cześć ciociu... - powiedziała mała waderka i przytuliła się do niej.
- Nie dotykaj tej wiedźmy Nyx... odsuń się od  niej - powiedział Luke, a waderka odsunęła się smutna.
- Nie wiem gdzie jest... ale możesz mi pomóc ją znaleźć - odparła Moonstar.
- Ja? Pomóc ci? Podaj mi choć jeden powód - powiedział wilk zniesmaczony.
- Bo tylko ja znam ją tak dobrze, że mogę wiedzieć co się z nią dzieje i mogę ci przypomnieć, że mogę się na chwilę połączyć z jej umysłem i zobaczyć gdzie jest! - warknęła.
- To czemu tego nie zrobisz teraz? - spytał wściekły.
- Bo coś ją blokuje... a to mogę zrobić raz na parę lat... więc nie mogę tego zmarnować - odparła Moonstar.
- Niech będzie... - odparł - Venom zabierz ją do domu - rzekł ponownie i Venom zabrał Nyx do watahy.

Moonstar i Luke szli cicho koło Siebie przez wiele godzin. Myśleli o Moon. O tym czy żyje, i czy w ogóle istnieje nadzieja, że wróci.
- Luke... jak poznałeś Moon? - spytała Moonstar.
- Długo opowiadać... nie mam ochoty na rozmowy - odparł zmartwiony.
- Posłuchaj... mi też zależy na Moon... bardziej niż sądzisz... jest moją siostrą, przyjaciółką, duszą - odparła.
- Ona jest moją partnerką i matką mojej córki - odparł. Nagle przed nimi wyskoczyły wilki z watahy ciemnej strony księżyca.
- Witaj Moonstar... i Luke... my przybyliśmy po klucz. Gdzie on jest?! - powiedział wilk na czele.
- Nigdy wam nie powiem! - krzyknęła wściekła.
- Jesteś pewna? Przynieście go tu! - krzyknął i zza nich wyrzucili ledwo żywego, rannego Arone.
- Arone! - krzyknęła i podeszła do niego, ale potem ją odepchnęli.
- Zginie jeśli nam nie powiesz! - krzyknął.
- Star nie rób tego! - krzyknął po czym wilk nadepnął mu na ranę i pisnął. Wtedy Star przypomniały się słowa Flame'a
- Wszędzie dobrze, ale grunt to przyjaźń... - powiedziała sobie w myślach i nagle zza drzew wyskoczył w płaszczu zakapturzony wilk który zaczął atakować kłami Atari.
- Kim ty jesteś...? - powiedziała cicho i rzuciła się na wilka który stał przed Aronem.
- Tato co się dzieje? - spytała Nyx stojąc za nim.
- Nyx?! Co ty tutaj robisz powinnaś... - nie dokończył bo rzucił się na niego wilk z kłami.
- Luke uważaj! - krzyknęła i kulą ognia strąciła wilka z Luka po czym zobaczyła, że Nyx okrążają wilki.
- No chodź malutka... - powiedział jeden z dziwnym uśmiechem. Luke nie miał sił wstać. Moonstar natychmiast skoczyła do środka kręgu i zasłoniła Nyx.
- Tylko ją tknijcie... a przysięgam, że wasze uśmieszki zejdą z waszych pysków! - warknęła, ale wilki się nie cofały.
- GRAAA!!! - warknęła jak pantera i uderzyła łapami o ziemie. Z ziemi wysunęły się kryształy i przebiły wilki na wylot. Reszta uciekła.
- Tato! - krzyknęła Nyx i podbiegła przytulając go.
- Nic mi nie jest... - odparł i wstał po czym popatrzył na Star. Nastała cisza.
- Uratowałaś mnie... dlaczego? - spytał.
- Bo jesteś moim szwagrem - uśmiechnęła się - jesteś moją rodziną. Luke zamilknął po czym lekko uśmiechnął.
- Dziękuje - odparł i Star wzięła po czym opatrzyła jego rany. Powoli Kontynuowali podróż, a Nyx wróciła do Venoma by wrócić do domu.
- Kto to był? Ten zakapturzony wilk? - spytał.
- Gdybym wiedziała... - powiedziała biała wadera i popatrzyła za siebie widząc zakapturzonego wilka który pokazał łapą znak nieskończoności po czym zniknął.


To be continued...

niedziela, 27 grudnia 2015

Informacje : Przepraszamy za brak nowych rozdziałów

Bry, tu wasz Riguś...
Chciałbym przeprosić czytelników tego bloga (jeżeli ktoś prócz mnie to czyta >.<) za przerwę w pisaniu rozdziałów.
Czekam na rozdziały od Olasty i Xar, które jak się tłumaczą, mają blokadę weny, czy coś.
Chętnie sam bym napisał rozdział, ale utknąłem w takiej sytuacji, gdzie w tej chwili musi wystąpić Moon.
Mam nadzieję, że Olasta i Xar wyleczą się z tej okropnej choroby D:
Miłego dnia
- Wasz Riguś - "Słodki" miły użytkownik, a jednocześnie właściciel psychopaty ^^

sobota, 21 listopada 2015

[By: Rix] #101- Spotkanie

Rix znowu szedł przez las. Chciał w końcu zdecydować co ma zrobić. Musi wykonać misję, ale nie może Amari zostawić samej.
A czemu nie...? Nie jest nikim ważnym... Nie posiadam litości... sam bym sobie wtedy dał radę, nie musiała mnie ratować...
Może przeciągnę ją na swoją stronę? W końcu nie jest w żadnej watasze... a wygląda na dobrą wojowniczkę, może Cobra ją przyjmie i wszyscy będą zadowoleni...
Ale ja muszę wykonać misję, a nie zawracać sobie tyłek wilczycami...
Muszę znaleźć Moonstar i Moon...
Muszę przyprowadzić...
Żywe... 
Zacisnął swoje pazury w ziemi.
ZABIĆ...
Poczuł głód. Dawno nikogo nie zabijał. Tylko jakieś zające i inne zwierzaczki na jedzenie.
Potrzebuje zabić żywą osobę. Spalić ją żywcem. Zacisnąć pazury na czyimś gardle, wbić i delektować się tryskającą krwią i błaganiem o litość.
Ale czy on litość posiada?
Nagle usłyszał szelest. Odwrócił się i spojrzał na krzaki.
W samą porę... - pomyślał Rix.  Był już gotowy do skoku. Był już gotowy zaspokoić swój głód i wgryźć się szyję i rozszarpać osobę, która chowa się za krzakami.
Z krzaków wyskoczyła wilczyca. Miała białą sierść z niebieskimi symbolami, Miała również grzywkę na oczach. Jej oczy były głębokie i niebieskie.
Nim Rix zdążył zareagować, leżał już na plecach, a wilczyca stała na nim.
Rix warknął i drapnął ją pazurami. Wilczyca rozłożyła skrzydła, które Rix dopiero teraz zauważył. Odleciała parę kroków do tyłu.
Rix wstał.
Wilczyca ze skrzydłami... - oblizał się. - ZARAZ JE WYRWE...
Wilczyca wleciała na drzewo i usiadła na gałęzi przyglądając się jemu.
Rix skorzystał z okazji, podbiegł do drzewa i chuchnął ogniem w pień. Ogień na początku był mały, jednak po chwili zaczął rosnąc. Gdy wilczyca zobaczyła, że drzewo na którym siedziała zaczęło się palić, poleciała na inne drzewo.
Rix zionął ogniem na drzewo, na którym siedziała wilczyca i na wszelki wypadek na inne.
Wadera zleciała na wysoki głaz uśmiechając się złośliwie.
- Tchórz - mruknął zniecierpliwiony Rix.
Nagle otworzył szeroko oczy, gdyż przypomniał sobie o swojej misji. Cobra kiedyś narysował mu jak wyglądają dwie wilczyce, które ma znaleźć i przyprowadzić.
Ona ma być żywa... a miałem taką wielką ochotę by ją rozerwać...
- Nie jestem tchórzem - odrzekła wilczyca - czekam aż się piesek zmęczy.
- Nie jestem pieskiem! - ryknął Rix, buchnął ogień i las stanął w płomieniach. Dym zasłaniach widok, ale wilczyca szybko wzleciała ponad las.
Przeklnął pod nosem. Gdyby to nie była Moon, to by ją zabił. Musiał wymyśleć coś innego.
Odwiązał bandaż na swoim brzuchu i wbił w ranę pazury.
Zaczął wyć z bólu i upadł na ziemie. Zamknął oczy i czekał.
Moon najwyraźniej to usłyszała, gdyż zleciała na ziemie i zaczęła go obwąchiwać.
Przewróciła go ostrożnie łapą na drugi bok. Zaczął znowu wyć, bo Moon przewróciła go na ranę, wył, ale ciszej.
Cholera... chyba... przesadziłem...
Nagle wszystko ucichło. Słyszał już tylko bicie swojego serca.
Stracił przytomność.
Moon skrzywiła się i niechętnie wzięła go na plecy.
Wzięła go do jaskini, opatrzyła rany i wyszła.




Rig po jakimś czasie się obudził z krzykiem. Śniła mu się jego rodzina, którą stracił.
Wstał, wyszedł z jaskini i się rozejrzał. Nie orientował się gdzie jest.
Wskoczył na najbliższe drzewo, skakał po gałęziach coraz wyżej. Gałęzie pod jego łapami zaczęły się palić, musiał zeskoczyć, bo pień przez ogień się złamał a drzewo zgięło się i trzasnęło z hukiem o ziemie.
Nie widział Moon, która gdzieś dalej po jakimś drzewem położyła się i wypoczywała.
Rix wyszedł z lasu i w końcu zorientował się gdzie jest. Drzewa zaczęły się palić, ale dym nie przeszkadzał mu i z powrotem poszedł w głąb lasu za tropem Moon.
Trop stawał się coraz silniejszy. Była bardzo blisko.
Wypatrzył ją i czaił się za krzakami. Za nim drzewa się paliły, a ona leżała pod pięknym drzewem, którego ogień jeszcze nie dotknął.
Rix oblizał pyszczek. Piękne skrzydła leżały zgięte na ciele Moon, która ignorowała ogień.
Miał ochotę ją rozerwać. Spalić żywcem. Wyrwać te skrzydła.
Chciał ją zabić.
Ale nie może. Potrząsnął łbem i się otrząsnął z transu. Jego zadaniem było schwytania Moon i Moonstar i przyprowadzić je żywe do Cobry.
Skoczył na plecy Moon, wbił pazury w skrzydła i unieruchomił ją swoim ciałem.
Pisnęła z bólu i szarpała się.
Uśmiechnął się i szepnął jej do ucha :
- Gdyby nie moja misja, to byś skończyła jako kupka kości, albo i nawet prochy... - spojrzał kątem oka na palący się przed nimi las -  dziękuj mojemu panu....
Ugryzł ją w szyję. I wbił pazury mocniej.
Odwróciła głowę w jego stronę i próbowała się wyrwać.
Spojrzał jej w oczy, a jego oczy są pełne nienawiści, ale także wstydu oraz rozpaczy mimo, że w tej chwili miał przerażający uśmiech psychopaty. Uniósł łapę i wbił pazury w wrażliwy punkt na plecach.
Szczerzył się. Patrzył jak wilczyca zamyka oczy i przestaje się wierzgać.
Straciła przytomność.
Zszedł z niej i przez chwilę się jej przyglądał. W końcu wziął ją na plecy i zaczął iść płonącym lasem w stronę jaskini Amari.
Muszę coś wymyślić, że Moon zrobiła coś złego i musi ponieść karę... Inaczej Amari mi nie pomoże...
  


                                                               To be continued...


 

 

czwartek, 12 listopada 2015

[By: Rix] #100- Co się stało?

Rix i Amari pomagali sobie przez ostatnie dni.
Z Rix'em było coraz lepiej. Amari uznała, że niedługo rana na brzuchu całkowicie się zagoi.
Tym razem po lekkiej kłótni, w której Rix i Amari kłócili się kto pójdzie na polowanie, w końcu Rix wygrał. Teraz szedł lasem.
Rix szedł spokojnie, wdychając świeże powietrze. Odkąd trafił do jaskini pod opieką Amari, nie używał kompletnie swojej mocy.
Nie przeszkadzało mu to, że Amari była wilczycą wody.
Czemu miało by jemu to przeszkadzać?
Szedł lasem szukając pożywienia. Upolował parę zająców. Zaglądał od czasu w niebo ponad koronami drzew, w chmury. Lubił to.
Był ciekawy co się wydarzyło w Watasze Krwawej Łapy, że ją omija.
Może po prostu tam pójdzie?
Nie... nie zostawi Amari...
Ale w sumie po co mi ona? Jestem bezduszną maszyną do zabijania, a nie słabym wilkiem jak inne...
Nie potrzebuję nikogo... radziłem sobie przez te wszystkie lata... Ale czemu kojarzę Moonstar? Była dla mnie ważna? Wataha Krwawej Łapy była dla mnie ważna?
Cholera jasna, kim ja jestem...
Od tego myślenia, potknął się o kamień i upadł na pyszczek.
- Ugh...
Wstał i się rozejrzał. Doszedł na skraj lasu. Stąd było widać Watahę Krwawej Łapy.
Iść czy nie?
Spojrzał za siebie, w stronę jaskini, w której siedzi wciąż Amari i na niego czekała.
Ona się przecież cieszyła, że ma towarzysza...
Ale ja muszę wypełnić misję...
Nie muszę...
Muszę...
Ugh...
Westchnął. Wciąż był ranny i nie może iść dokończyć misji. Niedługo będzie zdrowy, ale Amari uparła się by z nim pójść. Co powie Cobra, gdy zobaczy Amari? Będzie się cieszył, że ma kolejnego członka watahy, czy będzie się złościł, że Rix zmarnował tyle czasu na pogaduszki z obcymi wilkami?
Co ja tu robię...
Rix ponownie chwycił martwe króliki, które upuścił podczas upadku (głupi kamień) i wyruszył z powrotem w stronę jaskini.



- Amay! Wuiem! - powiedział Rix z królikami w pysku.
- O super. Połóż na kamiennym stole.
Rix posłusznie położył króliki, dalej zastanawiając się co zrobić.
Dziwne... pamiętam, że przez wiele lat byłem sam... i pochodzenie mojej dziwnej sierści...
- Coś ciekawego zobaczyłeś? - dopytywała się Amari.
- Nie... doszedłem na skraj lasu i widziałem Watahę Krwawej Łapy... omijam ją czy tego chcę czy nie... nie pamiętam co się tam stało...
-  Wkrótce się dowiemy - rzekła Amari wskazując łapą na bandaż na brzuchu  Rix'a - Rana pewnie już się prawie zagoiła. Użyłam specjalnych ziół. Ukradłam od wilków rasy Noman.
Rix kiwnął głową.
- Mogę iść się przejść? Muszę przemyśleć parę rzeczy...
- Dopiero co wróciłeś z polowania...
- Moją głowę rozsadzają różne myśli, muszę gdzieś się rozluźnić i wszystko przemyśleć.
- Mogę iść z tobą?
- Nie... Muszę to samotnie przemyśleć...
- Dobrze - kiwnęła łbem smutno Amari.
Rix wyszedł. Miał wyrzuty sumienia, że znów zostawił Amari.
Ale co to są wyrzuty sumienia?
                                                         To be continued...

poniedziałek, 21 września 2015

Ogłoszenia

 Hmm... Zastanawiam się czy ktoś oprócz członków czyta tego bloga ale jeśli tak to się cieszę xd
W skrócie: Przepraszam za przerwę. Ostatnio niewiele osób ma czas na pisanie ale na wszelki wypadek powiem, że ani nie zawieszam ani nie zamykam watahy :)
Po prostu zaczął się rok szkolny i tak już sama dla siebie naginam połowę zasad panujących na tym blogu więc łatwo nie jest xd Teraz czekamy na op. Od Rix'a na które czekamy już kilka tygodni (Tak Rig, do Ciebie mówię). Więc to takie krótkie info pisane z Telefonu xD
Swoją drogą oficjalnie mamy sojusz z Czarnym Królestwem! :D Witamy pierwszych sojuszników ^^
 Administratorkę tego bloga znam z innej jej watahy i teraz wydało się, że też prowadzę o wiele bardziej amatorskiego bloga niż ten jej (o nie co teraz ;c) xd No... To tyle ;D

~Pozdrawiam, Thunder Wolf albo Moon albo Z innego bloga Shayle jak kto woli nie ważne pozdro xd