NIESPODZIEWANY ZWROT AKCJI!
P.S. Nawet nie wiecie jak bardzo ciekawa jestem,
kiedy zorientujecie się, że dodałam rozdział xDD
Kocham cie!!!! ~ Say tu byla we wsowronkach
Kocham cie!!!! ~ Say tu byla we wsowronkach
Moon leżała przewieszona przez grzbiet basiora, przez którego wcześniej została zaatakowana. Powoli odzyskiwała przytomność, basior najwyraźniej tego nie zauważył. Starała się maskować swój oddech, biorąc ciche i spokojne wdechy, tak aby nie zorientował się, że odzyskała świadomość. Rozejrzała się odrobinę. Poczuła zapach krwi. Swojej krwi. Była w tym momencie za słaba aby się podnieść, to jednak nie było problemem. Ale skrzydła. To stanowiło największy kłopot. Mogłaby po prostu odlecieć, i zostawić napastnika daleko na ziemi, ale jedno skrzydło zostało przez niego złamane, zaś drugie było mocno zakrwawione, i miało posklejane krwią pióra. Trzeba poczekać na dobry moment. Kiedy zatrzyma się, lub zwolni. Wtedy zsunie się z jego grzbietu, i ucieknie. Właściwie, mogłaby stać się niewidzialna. Ale zapach ją zdradzi. Zapach krwi, tej podłej krwi którą tak łatwo wyczuć. Nawet marny człowiek poczuł by woń krwi. A oni przecież są tak mało rozwiniętą rasą, nie potrafią nawet wyczuć nadchodzącego trzęsienia ziemi. A skoro o tym mowa, przydałby się teraz ktoś z watahy. Ktokolwiek. Choćby szczeniak, który na chwile odwróciłby uwagę przeciwnika. Może wtedy... Nie, nie. Moon ugryzła się w język za to, że o tym pomyślała.
"Znowu, te sadystyczne myśli. Nie jestem taka, ja nie zabijam. Nie poświęciłabym szczeniaka, żeby ratować samą siebie"
No właśnie. Nyx. Co teraz się z nią dzieje? W końcu kazała jej szukać ojca. Wataha Krwawej Łapy na pewno szykuje teraz atak. Od kiedy dowiedzieli się o tym z jaką watahą Moon ich zdradziła, z pewnością nie mogliby odejść z pustymi łapami. To właśnie jest cel Areza. Udowodnić swą wielkość i umiejętności przywódcze, za wszelką cenę. Ta próżność, i jego chciwość. Zaślepiają go już od czasów, gdy wszyscy byli szczeniakami. Moon nigdy by tego wcześniej nie zrobiła, ale teraz miała nieziemską ochotę przywalić mu z całej siły w pysk. Choćby kamieniem. Albo nie, kijem baseballowym. Czymkolwiek po czym zostałby mu ślad. Nagle poczuła jednak, że coś wyrzuciło ją w przód. Basior się gwałtownie zatrzymał. To przez nią, przestała skupiać uwagę na oddechu. A niepotrzebne denerwowanie się jeszcze bardziej ją zdradziło. Spadła z jego grzbietu i uderzyła plecami o ziemię. Pisnęła z bólu, w końcu tam miała zranione skrzydła. Basior wyszczerzył kły szyderczo i warknął z satysfakcją.
-Ups, chyba jesteśmy na miejscu..
To be continued...
TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAKKKK!!!(taniec zwyciestwa)
OdpowiedzUsuń