Rix znowu szedł przez las. Chciał w końcu zdecydować co ma zrobić. Musi wykonać misję, ale nie może Amari zostawić samej.
A czemu nie...? Nie jest nikim ważnym... Nie posiadam litości... sam bym sobie wtedy dał radę, nie musiała mnie ratować...
Może przeciągnę ją na swoją stronę? W końcu nie jest w żadnej watasze... a wygląda na dobrą wojowniczkę, może Cobra ją przyjmie i wszyscy będą zadowoleni...
Ale ja muszę wykonać misję, a nie zawracać sobie tyłek wilczycami...
Muszę znaleźć Moonstar i Moon...
Muszę przyprowadzić...
Żywe...
Zacisnął swoje pazury w ziemi.
ZABIĆ...
Poczuł głód. Dawno nikogo nie zabijał. Tylko jakieś zające i inne zwierzaczki na jedzenie.
Potrzebuje zabić żywą osobę. Spalić ją żywcem. Zacisnąć pazury na czyimś gardle, wbić i delektować się tryskającą krwią i błaganiem o litość.
Ale czy on litość posiada?
Nagle usłyszał szelest. Odwrócił się i spojrzał na krzaki.
W samą porę... - pomyślał Rix. Był już gotowy do skoku. Był już gotowy zaspokoić swój głód i wgryźć się szyję i rozszarpać osobę, która chowa się za krzakami.
Z krzaków wyskoczyła wilczyca. Miała białą sierść z niebieskimi symbolami, Miała również
grzywkę na oczach. Jej oczy były głębokie i niebieskie.
Nim Rix zdążył zareagować, leżał już na plecach, a wilczyca stała na nim.
Rix warknął i drapnął ją pazurami. Wilczyca rozłożyła skrzydła, które Rix dopiero teraz zauważył. Odleciała parę kroków do tyłu.
Rix wstał.
Wilczyca ze skrzydłami... - oblizał się. - ZARAZ JE WYRWE...
Wilczyca wleciała na drzewo i usiadła na gałęzi przyglądając się jemu.
Rix skorzystał z okazji, podbiegł do drzewa i chuchnął ogniem w pień. Ogień na początku był mały, jednak po chwili zaczął rosnąc. Gdy wilczyca zobaczyła, że drzewo na którym siedziała zaczęło się palić, poleciała na inne drzewo.
Rix zionął ogniem na drzewo, na którym siedziała wilczyca i na wszelki wypadek na inne.
Wadera zleciała na wysoki głaz uśmiechając się złośliwie.
- Tchórz - mruknął zniecierpliwiony Rix.
Nagle otworzył szeroko oczy, gdyż przypomniał sobie o swojej misji. Cobra kiedyś narysował mu jak wyglądają dwie wilczyce, które ma znaleźć i przyprowadzić.
Ona ma być żywa... a miałem taką wielką ochotę by ją rozerwać...
- Nie jestem tchórzem - odrzekła wilczyca - czekam aż się piesek zmęczy.
- Nie jestem pieskiem! - ryknął Rix, buchnął ogień i las stanął w płomieniach. Dym zasłaniach widok, ale wilczyca szybko wzleciała ponad las.
Przeklnął pod nosem. Gdyby to nie była Moon, to by ją zabił. Musiał wymyśleć coś innego.
Odwiązał bandaż na swoim brzuchu i wbił w ranę pazury.
Zaczął wyć z bólu i upadł na ziemie. Zamknął oczy i czekał.
Moon najwyraźniej to usłyszała, gdyż zleciała na ziemie i zaczęła go obwąchiwać.
Przewróciła go ostrożnie łapą na drugi bok. Zaczął znowu wyć, bo Moon przewróciła go na ranę, wył, ale ciszej.
Cholera... chyba... przesadziłem...
Nagle wszystko ucichło. Słyszał już tylko bicie swojego serca.
Stracił przytomność.
Moon skrzywiła się i niechętnie wzięła go na plecy.
Wzięła go do jaskini, opatrzyła rany i wyszła.
Rig po jakimś czasie się obudził z krzykiem. Śniła mu się jego rodzina, którą stracił.
Wstał, wyszedł z jaskini i się rozejrzał. Nie orientował się gdzie jest.
Wskoczył na najbliższe drzewo, skakał po gałęziach coraz wyżej. Gałęzie pod jego łapami zaczęły się palić, musiał zeskoczyć, bo pień przez ogień się złamał a drzewo zgięło się i trzasnęło z hukiem o ziemie.
Nie widział Moon, która gdzieś dalej po jakimś drzewem położyła się i wypoczywała.
Rix wyszedł z lasu i w końcu zorientował się gdzie jest. Drzewa zaczęły się palić, ale dym nie przeszkadzał mu i z powrotem poszedł w głąb lasu za tropem Moon.
Trop stawał się coraz silniejszy. Była bardzo blisko.
Wypatrzył ją i czaił się za krzakami. Za nim drzewa się paliły, a ona leżała pod pięknym drzewem, którego ogień jeszcze nie dotknął.
Rix oblizał pyszczek. Piękne skrzydła leżały zgięte na ciele Moon, która ignorowała ogień.
Miał ochotę ją rozerwać. Spalić żywcem. Wyrwać te skrzydła.
Chciał ją zabić.
Ale nie może. Potrząsnął łbem i się otrząsnął z transu. Jego zadaniem było schwytania Moon i Moonstar i przyprowadzić je żywe do Cobry.
Skoczył na plecy Moon, wbił pazury w skrzydła i unieruchomił ją swoim ciałem.
Pisnęła z bólu i szarpała się.
Uśmiechnął się i szepnął jej do ucha :
- Gdyby nie moja misja, to byś skończyła jako kupka kości, albo i nawet prochy... - spojrzał kątem oka na palący się przed nimi las - dziękuj mojemu panu....
Ugryzł ją w szyję. I wbił pazury mocniej.
Odwróciła głowę w jego stronę i próbowała się wyrwać.
Spojrzał jej w oczy, a jego oczy są pełne nienawiści, ale także wstydu oraz rozpaczy mimo, że w tej chwili miał przerażający uśmiech psychopaty. Uniósł łapę i wbił pazury w wrażliwy punkt na plecach.
Szczerzył się. Patrzył jak wilczyca zamyka oczy i przestaje się wierzgać.
Straciła przytomność.
Zszedł z niej i przez chwilę się jej przyglądał. W końcu wziął ją na plecy i zaczął iść płonącym lasem w stronę jaskini Amari.
Muszę coś wymyślić, że Moon zrobiła coś złego i musi ponieść karę... Inaczej Amari mi nie pomoże...
To be continued...
sobota, 21 listopada 2015
czwartek, 12 listopada 2015
[By: Rix] #100- Co się stało?
Rix i Amari pomagali sobie przez ostatnie dni.
Z Rix'em było coraz lepiej. Amari uznała, że niedługo rana na brzuchu całkowicie się zagoi.
Tym razem po lekkiej kłótni, w której Rix i Amari kłócili się kto pójdzie na polowanie, w końcu Rix wygrał. Teraz szedł lasem.
Rix szedł spokojnie, wdychając świeże powietrze. Odkąd trafił do jaskini pod opieką Amari, nie używał kompletnie swojej mocy.
Nie przeszkadzało mu to, że Amari była wilczycą wody.
Czemu miało by jemu to przeszkadzać?
Szedł lasem szukając pożywienia. Upolował parę zająców. Zaglądał od czasu w niebo ponad koronami drzew, w chmury. Lubił to.
Był ciekawy co się wydarzyło w Watasze Krwawej Łapy, że ją omija.
Może po prostu tam pójdzie?
Nie... nie zostawi Amari...
Ale w sumie po co mi ona? Jestem bezduszną maszyną do zabijania, a nie słabym wilkiem jak inne...
Nie potrzebuję nikogo... radziłem sobie przez te wszystkie lata... Ale czemu kojarzę Moonstar? Była dla mnie ważna? Wataha Krwawej Łapy była dla mnie ważna?
Cholera jasna, kim ja jestem...
Od tego myślenia, potknął się o kamień i upadł na pyszczek.
- Ugh...
Wstał i się rozejrzał. Doszedł na skraj lasu. Stąd było widać Watahę Krwawej Łapy.
Iść czy nie?
Spojrzał za siebie, w stronę jaskini, w której siedzi wciąż Amari i na niego czekała.
Ona się przecież cieszyła, że ma towarzysza...
Ale ja muszę wypełnić misję...
Nie muszę...
Muszę...
Ugh...
Westchnął. Wciąż był ranny i nie może iść dokończyć misji. Niedługo będzie zdrowy, ale Amari uparła się by z nim pójść. Co powie Cobra, gdy zobaczy Amari? Będzie się cieszył, że ma kolejnego członka watahy, czy będzie się złościł, że Rix zmarnował tyle czasu na pogaduszki z obcymi wilkami?
Co ja tu robię...
Rix ponownie chwycił martwe króliki, które upuścił podczas upadku (głupi kamień) i wyruszył z powrotem w stronę jaskini.
- Amay! Wuiem! - powiedział Rix z królikami w pysku.
- O super. Połóż na kamiennym stole.
Rix posłusznie położył króliki, dalej zastanawiając się co zrobić.
Dziwne... pamiętam, że przez wiele lat byłem sam... i pochodzenie mojej dziwnej sierści...
- Coś ciekawego zobaczyłeś? - dopytywała się Amari.
- Nie... doszedłem na skraj lasu i widziałem Watahę Krwawej Łapy... omijam ją czy tego chcę czy nie... nie pamiętam co się tam stało...
- Wkrótce się dowiemy - rzekła Amari wskazując łapą na bandaż na brzuchu Rix'a - Rana pewnie już się prawie zagoiła. Użyłam specjalnych ziół. Ukradłam od wilków rasy Noman.
Rix kiwnął głową.
- Mogę iść się przejść? Muszę przemyśleć parę rzeczy...
- Dopiero co wróciłeś z polowania...
- Moją głowę rozsadzają różne myśli, muszę gdzieś się rozluźnić i wszystko przemyśleć.
- Mogę iść z tobą?
- Nie... Muszę to samotnie przemyśleć...
- Dobrze - kiwnęła łbem smutno Amari.
Rix wyszedł. Miał wyrzuty sumienia, że znów zostawił Amari.
Ale co to są wyrzuty sumienia?
To be continued...
Z Rix'em było coraz lepiej. Amari uznała, że niedługo rana na brzuchu całkowicie się zagoi.
Tym razem po lekkiej kłótni, w której Rix i Amari kłócili się kto pójdzie na polowanie, w końcu Rix wygrał. Teraz szedł lasem.
Rix szedł spokojnie, wdychając świeże powietrze. Odkąd trafił do jaskini pod opieką Amari, nie używał kompletnie swojej mocy.
Nie przeszkadzało mu to, że Amari była wilczycą wody.
Czemu miało by jemu to przeszkadzać?
Szedł lasem szukając pożywienia. Upolował parę zająców. Zaglądał od czasu w niebo ponad koronami drzew, w chmury. Lubił to.
Był ciekawy co się wydarzyło w Watasze Krwawej Łapy, że ją omija.
Może po prostu tam pójdzie?
Nie... nie zostawi Amari...
Ale w sumie po co mi ona? Jestem bezduszną maszyną do zabijania, a nie słabym wilkiem jak inne...
Nie potrzebuję nikogo... radziłem sobie przez te wszystkie lata... Ale czemu kojarzę Moonstar? Była dla mnie ważna? Wataha Krwawej Łapy była dla mnie ważna?
Cholera jasna, kim ja jestem...
Od tego myślenia, potknął się o kamień i upadł na pyszczek.
- Ugh...
Wstał i się rozejrzał. Doszedł na skraj lasu. Stąd było widać Watahę Krwawej Łapy.
Iść czy nie?
Spojrzał za siebie, w stronę jaskini, w której siedzi wciąż Amari i na niego czekała.
Ona się przecież cieszyła, że ma towarzysza...
Ale ja muszę wypełnić misję...
Nie muszę...
Muszę...
Ugh...
Westchnął. Wciąż był ranny i nie może iść dokończyć misji. Niedługo będzie zdrowy, ale Amari uparła się by z nim pójść. Co powie Cobra, gdy zobaczy Amari? Będzie się cieszył, że ma kolejnego członka watahy, czy będzie się złościł, że Rix zmarnował tyle czasu na pogaduszki z obcymi wilkami?
Co ja tu robię...
Rix ponownie chwycił martwe króliki, które upuścił podczas upadku (głupi kamień) i wyruszył z powrotem w stronę jaskini.
- Amay! Wuiem! - powiedział Rix z królikami w pysku.
- O super. Połóż na kamiennym stole.
Rix posłusznie położył króliki, dalej zastanawiając się co zrobić.
Dziwne... pamiętam, że przez wiele lat byłem sam... i pochodzenie mojej dziwnej sierści...
- Coś ciekawego zobaczyłeś? - dopytywała się Amari.
- Nie... doszedłem na skraj lasu i widziałem Watahę Krwawej Łapy... omijam ją czy tego chcę czy nie... nie pamiętam co się tam stało...
- Wkrótce się dowiemy - rzekła Amari wskazując łapą na bandaż na brzuchu Rix'a - Rana pewnie już się prawie zagoiła. Użyłam specjalnych ziół. Ukradłam od wilków rasy Noman.
Rix kiwnął głową.
- Mogę iść się przejść? Muszę przemyśleć parę rzeczy...
- Dopiero co wróciłeś z polowania...
- Moją głowę rozsadzają różne myśli, muszę gdzieś się rozluźnić i wszystko przemyśleć.
- Mogę iść z tobą?
- Nie... Muszę to samotnie przemyśleć...
- Dobrze - kiwnęła łbem smutno Amari.
Rix wyszedł. Miał wyrzuty sumienia, że znów zostawił Amari.
Ale co to są wyrzuty sumienia?
To be continued...
Subskrybuj:
Posty (Atom)